Sunday, December 25, 2005

Na najwyzszym szczycie Kostaryki

Nasza kochana Gabi i jej wspaniale siostry dwoja sie i troja, zebysmy spedzili jak najlepiej czas w ich kraju. Dzisiaj ruszamy poza stolice na wulkan Irazu o wyskosciu 3432 metrow nad poziomem morza. No tym razem Ola nie ma sie czego bac. Nie ma tutaj straszliwje wspniaczki po blotnistej drodze. Wygodnie samochodem dojezdzamy prawie pod sam krater. Nasi gospodarze za wszystko placa, takze za super drogi wstep do parku mimo ze protestujemy mocno. System cenowy jest tu taki jak w Rosji albo w Chinach. Kostarykanczyk placi 1 dolara a cudzoziemiec 7 dolcow. Moim zdaniem jest to bardzo idiotyczna polityka, dzielaca ludzi na tych stad i stamtad.

Nawet nie spodziewalem sie ujrzec czegos tak niesamowitego i pieknego. Wsrod przepieknych gorskich kwiatow w dole skalistego krateru znajduje sie przepiekne zielone jezioro, ktore otoczone jest orzemieszczajacymi sie oblakami chmur, ktore sprawiaj wrazenie jakby dym wydobywal sie z wnetrze wulkanu. Czujemy sie jakbysmy wyladowali na jakiejsc innej planecie. Jest przepieknie i niesamowicie mimo ze miejsce jest dosc mocno turystyczne. W drodze powrotnej jemy jeszcze placek z kukurydzy miejscowy przysmak aby w koncu udac sie do Cartago, pierwszej stolicy Kostaryki. W jej centrum znajduja sie ruiny nigdy niegokonczonej swityni, w ktorej ukonczeniu zawsze cos przeszkadzalo a to jakies spory a to trzesienie ziemi. Zwiedzamy jeszcze dosc ladna bazilike i zmeczenie wracamy do naszdego kostyrykanskiego domu. Jutro wyruszamy na wybrzeze Pacyfiku, gdzie rodzina Gabi ma swoj dom.

No comments: