Wednesday, December 28, 2005

Finca rodziny Leon


26ego od rana cala rodzina szykuje sie zeby wyruszyc na plaze znajdujaca sie na wybrzezu Pacyfiku, niedaleko Parety. Chca tam spedzic najblizszy tydzien w domu wuja Gabi. My oczywiscie rowniez jestesmy zaproszeni. Samochodem jedzie sie tam 3 godziny ale my na dotarcie do tego miejsca potrzebujemy pol dnia, bo po drodze niezawodne siostry - Gabi i Alex pokazuja nam rozne inne rzeczy.
Najpierw zatrzymujemy sie w knajpie, gdzie jemy chicherrony - potrawe z miesa lub skory swini bardzo popularna w tej czesci swiata. Bardzo pyszna :). Pozniej zatrzymujemy sie przy rzece. Co chcecie nam pokazac - pytamy z ciekawoscia?? Zobaczycie! - mowia z usmiechem i prowadza nas na most. Z mostu rozciaga sie piekny egzotyczny krajobraz, wokolo las wygladajacy niczym dzungla. A w rzece... krokodyle!!! Wyleguja sie jeden obok drugiego, czasem leniwie przemieszczaja sie z miejsca na miejsce. Robi to na nas spore wrazenie. Jedziemy dalej, zatrzymujac sie na co piekniejszych plazach. Kostaryka jest rzeczywiscie przepiekna! W koncu pod wieczor dojezdzamy do ogrodu wuja. Znajduje sie on na prawie zupelnym odludziu, na wyspie. Wokol palmy i przepiekne morze, z drugiej strony domu rzeka (rowniez z krokodylami) a za nia dzungla. Jest ciemno, wiec nie widzimy zbyt dobrze, co poteguje jeszcze niesamowitosc tego miejsca.
Zostajemy ulokowani w pokoiku tuz obok Pauli i jej dzieci. Lepszych wspollokatorow nie mozemy sobie wyobrazic!!! Generalnie rodzina Gabi jest niczym z ksiazek Malgorzaty Musierowicz. Zawsze takie rodziny wydawaly mi sie fikcja. Kazdy jest tu jakas silna osobowoscia, kazdy jest tak wyrazisty i inny, a mimo tego swietnie sie rozumieja i doskonale sie ze soba czuja. Mama Gabi, przemila i bardzo opiekuncza, troszczaca sie o jedzenie i o to czy na pewno niczego nam nie brakuje, zegnajaca nas zawsze do snu znakiem krzyza i pocalunkiem. Ojciec - marynarz na emeryturze, ktory obserwuje wszystko ze stoicko - cynicznym spokojem, czasem rzuci jakis zart, czasem wtraci cos zgryzliwego. Alex - dziewczyna aniol, taka poprostu do rany przyloz. Gabi podobnie, chociaz ona jest chyba najpowazniejsza ze wszystkich. Woj - ktory ciagle zabiera Marcina na jakies spacery snojac swoje niezliczone opowiesci. Dzieci. No i wkoncu Paula, ktora jak juz pisalam wczesniej pokochalismy od pierwszego wejrzenia. Ona dostarcza nam swoja osoba przede wszystkim rozrywki, jest taka smieszna, mozna z nia pogadac o wszystkim, o rzeczach powaznych i tych najglupszych, biegac po plazy, pic, wieczorem robi nam nawet masaz :)
Idziemy na spacer na sam koniec plazy. Widoki sa niesamowite. Dzungla, piasek, porozrzucane fragmenty drzew, pozostalosci kokosow. Krajobraz generalnie bardzo sie zmienil od momentu kiedy wjechalismy do Kostaryki. Tutaj po raz pierszy poczulismy tak naprawde egzotyke pelna geba. Nic dziwnego ze takie tlumy turystow wala do tego kraju.
Spedzililsmy naprawde niezapomniany czas w fince rodziny Leon. I jest nam naprawde bardzobardzo ciezko stamtad wyjezdzac. 28 ego zegna nas cala rodzina (mamy nadzije ze wkrotce odwiedza nas w polsce!), a Gabi z Alex zawoza nas na dworzec autobusowy. Powiedzielismy im ze chcemy jechac na Peninsule Osa, ktora ponoc jest przepiekna. W rzeczywistosci myslimy raczej o tym zeby jeszcze tego samego dnia dojechac do Panamy. Peninsula jest kuszaca ale jeszcze bardziej kusza dzikie wyspy San Blas, ktore sa jeszcze bardzo daleko na drugim krancu Panamy a czasu juz tak potwornie malo! (6ego stycznia mamy samolot do Ekwadoru).

No comments: