Wednesday, January 04, 2006

Cmentarz


2 stycznia wynajmujemy czolno Kuna od rodziny Samiego - chlopaka wygladajacego na geja, o ktorym pisalam juz wczesniej. Mielismy przez to pewne spiecia z szefem kabanii, bo oczywiscie chcial zeby za 15 dolcow wypozyczyc kajaki u niego, razem z gia. Uzyskalismy jednak zgode Sahili na wypozyczenie lodki w wiosce.
Chcielismy poplynac na lad, gdzie znajdowal sie cmentarz Tigre. Lodka wypozyczona za 2 dolce miala jeden maly defekt - dziore w srodku. Wygladalo to tak ze Alicia i Samy wioslowali a ja wybieralam wode. Na drugim czulenku plynal Marcin z Marina i jeszcze jednym chlopcem.
Przez cala droge modlilismy sie zeby fala nas nie wywrocila, te indianskie kajaki sa niczym lodeczki zrobione z papieru. Czujesz sie na nich zupelnie niestabilnie. Po okolo 15 minutowym wioslowaniu doplynelismy na lad. Rozpoczelismy marsz w dzungli. Zaczely siekac komary. W tym rejonie istnieje zagrozenie malaria... a my nic wczesniej nie bralismy... towarzyszyl wiec temu dodatkowy dreszczyk emocji... Ale cmentarz chcielismy zobaczyc prawie ze za wszelka cene.
Po paru minutach w koncu go zobaczylismy. Byl niewielki. Pare grobow usypanych z ziemi, na nich malutki stolik przysloniety daszkiem. Na stoliku rozne rzeczy - zaleznie od osoby ktora zostala w tym miejscu pochowana. Zazwyczaj sa to jednak - talerz, kubek, szczoteczka do zebow i mala lodeczka, czyli najwazniejsze przedmioty codziennego uzytku, ktore zmarly zabiera ze soba na tamten swiat.
Indianie Kuna wierza w swojego wlasnego Boga i maja wlasne rytualy, chociaz czesto powiezchownie zaakceptowali chrzescijanstwo. Nestor powiedzial mi wczesniejk ze akceptuja Chrystusa jako zbawce, ale jako zbawce bialych i latino. Indian Kuna zbawil kto inny.

Sammy ostrzega nas ze jezeli potkniemy sie i przewrocimy na cmentarzu wkrotce smierc zapuka do naszych drzwi... Przelykamy ciezko sline... Ale na szczescie nic takiego sie nie dzieje. Wracamy z cmentarza odwiedzajac jeszcze po drodze bezludna wyspe.

No comments: