Tuesday, January 03, 2006

Chicha


Sylwester okazal sie byc niczym w porownaniu z tym co wydarzylo sie dnia nastepnego. 1 stycznia miala akurat miejsce Chicha - wielka celebracja otrzymania przez dziewczynke pierwszej miesiaczki, a mowiac jasniej - poprostu Wielka Popijawa. Chicha to napoj ktory przygotowuje sie miedzy innymi z kukurydzy, zlewa sie do dzbanow i czeka az zacznie fermentowac i uzyska odpowiedni smak i aromat. Przypomina troche wino. Kiedy Chicha jest gotowa cala wioska zbiera sie w specjalnie do tego wyznaczonej chacie. Na srodku staje dziewczyna - bohaterka ceremonii, ktora jest jednak osoba ktora z calej tej zabawy czerpie najmniej przyjemnosci. Ma ona cale cialo, lacznie z twarza pomalowane na czarno, co ma chronic ja przed zlymi duchami, musi tkwic tak jak kolek w jednym miejscu trzymajac waze pelna napoju koloru krwi.
Cala reszta swietnie sie bawi. Indianie podchodza ze swoimi kubeczkami z lupin kokosu i dolewaja sobie co chwile Chiche. Zarowno mezczyzni jak i kobiety (nie wiem nawet czy kobiety nie czesciej :). W ten sposob zaczyna sie wielka popijawa. Indianie po kilku godzinach sa kompletnie pijaniutcy. Na poczatku leci tradycyjna muzyka i Kuna tancza, tak jak nas tego uczyli Fedel i Nestor (kobiety i mezczyzni podskakuja na przeciwko siebie, ci pierwsi graja przy tym na fletopodobnym instrumencie), pod koniec imprezy wszyscy juz skacza, czy raczej zataczaja sie w rytm piosenek latynoskich.
Wszyscy pala. Papierosy i fajki. Jest to komiczny widok - tradycyjnie ubrane Indianki Kuna pijaniusienmkie z fajkami w zebach. Czasem pochylaja sie zeby zwymiotowac, po czym... pija dalej.
Istniejacy do tej pory dystans miedzy Nami a Nimi jakby znika. Podchodza do nas, caluja, przynosza Chiche, daja papierosy, zycza ciagle Szczesliwego Nowego Roku.

Dla mlodych Indianek Chichi jest momentem przelomowym, od tej pory moga wyjsc za maz. W spolecznosci Kuna poslubienie 13, 14 letniej dziewczyny jest rzecza normalna.

Zobaczenie Chichi bylo dla nas przezyciem niesamowitym, nie wiem czy nie naciekawszym w calej naszej podrozy.

No comments: